Menu Zamknij

Praca zdalna – moje odczucia po 12 miesiącach

Minęło trochę czasu od ostatnich wpisów, przyznaję że zaniedbałem pisanie na bloga. Wróciłem jednak ostatnio do wpisu https://nowoczesny-frontend.pl/praca-zdalna-moje-odczucia-po-3-miesiacach/ i pomyślałem, że może warto trochę uaktualnić ten temat.

Wciąż zdalnie…

Z jednej strony niewiele się zmieniło – wciąż pracuję zdalnie i póki co nikt nie wie kiedy wrócimy do biura. I czy w ogóle wrócimy. Wydaje się, że pewnych zmian nie da się już cofnąć. Jako organizacja przekonaliśmy się, że da się wydajnie pracować w rozproszeniu, wiele osób taki model pracy bardzo sobie ceni. Są też osoby, które chętnie przychodzą do biura, z różnych powodów. Niektórzy nie mają w domu warunków do pracy. Jeszcze inni ze względu na charakter swoich zadań nie mogą pracować zdalnie. Jeszcze inni czują silną potrzebę przebywania w towarzystwie innych ludzi.

Ten ostatni powód jest też głównym problemem związanym z pracą zdalną. Nie jesteśmy robotami, jesteśmy ludźmi – ze względu na nasze uwarunkowania stadne instynktownie czujemy potrzebę przebywania w towarzystwie innych ludzi. Oczywiście – potrzeby te są różne u różnych osób. Jeden potrzebuje kontaktów z innymi jak powietrza, bez nich więdnie i wpada w depresję. Drugi tymczasem (to ja i spora część moich kolegów programistów) potrzebuje takich kontaktów raczej sporadycznie. Nie zmienia to jednak faktu, że dłuższa izolacja nie służy tak naprawdę nikomu. Nie bez przyczyny jedną z cięższych kar w więzieniu jest właśnie izolacja – jako najbardziej destrukcyjnie wpływająca na psychikę człowieka.

Dlatego też tak ważne jest, by w tym okresie wymuszonej pracy zdalnej utrzymywać kontakty międzyludzkie, w zespołach i działach firmowych. W moim zespole wypracowaliśmy sobie taki model pracy, w którym co 2 tygodnie robimy spotkanie, na którym planujemy zakres pracy na następne 2 tygodnie (pracujemy w Kanbanie, mamy wiele projektów front-endowych pod opieką, dla różnych działów firmy), a 2 razy w tygodniu spotykamy się na video na tzw. synchronizacji. To taki czas dla nas, by sprawdzić czy praca dobrze idzie, czy ktoś nie ma problemów z jakimiś zadaniami, czy komuś nie trzeba w czymś pomóc. To też czas na luźną rozmowę, o bierzących sprawach, nie tylko firmowych. Taka namiastka kontaktu jest absolutnie niezbędna – zarówno dla dobra pracy jak i naszej kondycji psychicznej.

Asynchroniczność, samodzielność, odpowiedzialność

Przyjęty przez nas model pracy wciąż opiera się na asynchroniczności, samodzielności i odpowiedzialności. Zagadnienia te opisywałem w poprzednim wpisie, więc nie będę się nad nimi specjalnie rozwodzić. To co warte jest wspomnienia to fakt, że taki model pracy jest bardzo efektywny w zespole, który realizuje wiele różnych projektów, gdzie programiści są na tyle dojrzali, że potrafią dany temat „pociągnąć” od początku do końca. Oznacza to spotkanie się z PMem, omówienie API z zespołem backendowym, omówienie makiet widoków, podzielenie tematu na zadania, a następnie realizacja zadań i nadzór nad całością wykonania. Oczywiście – często pomagamy sobie nawzajem, dzielimy się zadaniami, wspieramy się i dyskutujemy nad rozwiązaniami – ale osoba odpowiedzialna za dane zagadnienie czuje na sobie ciążącą odpowiedzialność i stara się tak połapać wszystkie sznurki, by na końcu dowieźć zadania do celu – czyli do wdrożenia.

Z perspektywy team leadera posiadanie takich doświadczonych, samodzielnych i odpowiedzialnych osób w zespole to super sprawa. Robiłem ankiety sprawdzające poziom zadowolenia i zaangażowania w zespole i muszę powiedzieć, że odpowiedzi były bardzo ciekawe. Wyszło na to, że powierzenie komuś większego tematu wyzwala w tej osobie nową energię i chęć sprawdzenia się. Duże znaczenie ma tu chyba poczucie sprawczości – inaczej czujemy się będąc małym trybikiem w maszynie, a inaczej kierując lokomotywą.

Oczywiście, takie podejście sprawdzi się w dojrzałym zespole, gdzie programiści mają już bagaż doświadczeń i kilka lat pracują w firmie. Testujemy jednak wdrażanie w taki tryb pracy osobę nową, bo nasz zespół powiększył się o kolejnego programistę – Pawła. Jest on ciekawym przypadkiem, bo Paweł jest doktorem politologii, który jakiś czas temu postanowił się przekwalifikować. Skończył kilka kursów, przerobił samodzielnie różne tutoriale i szkolenia online, a także miał okazję realizować kilka projektów. My akurat szukaliśmy bardziej doświadczonej osoby do zespołu, ale jak zobaczyliśmy Pawła pracę domową, to nie mieliśmy wątpliwości, że bardzo szybko się wdroży i będzie cennym nabytkiem dla naszego zespołu. Jak mi się uda, to namówię go w końcu do opisania na łamach tego blogu jego spostrzeżeń z wejścia w świat IT.

Nowe wyzwania

Powiększenie się zespołu dało też inny efekt – dało nam trochę oddechu i czas na pogłębienie wiedzy. Wzięliśmy na celownik kilka zagadnień, które analizujemy, badamy i testujemy.

Jednym z nich jest zwiększenie dostępności naszych stron – głównie poprawa obsługi serwisów za pomocą samej klawiatury, a także za pomocą głosowych czytników ekranowych. Z pierwszych testów wyłonił się nieciekawy obraz – testowana strona okazała się mało przyjazna dla osób z ograniczeniami. Nawigacja za pomocą samej klawiatury czy czytnika głosowego napotyka na wiele przeszkód – wynikają one często z zapominania o semantyczności kodu, czasami z przekombinowania struktury elementów – ale przede wszystkim z wcześniejszej ignorancji. To jest wbrew pozorom duży problem, z którym zamierzamy się rozprawić.

Innym – często marginalizowanym zagadnieniem – jest kwestia bezpieczeństwa tworzonych przez nas aplikacji. Oczywiście, robimy sam front, komunikujący się z backendem za pomocą REST API, gdzie to na backendzie ciąży odpowiedzialność za właściwą walidację danych i bezpieczeństwo, ale jednak – wytyczne OWASP dla HTML5 czy REST API pokazują, że wiele rzeczy można ulepszyć. Podjęliśmy też współpracę z naszym firmowym specem od testów penetracyjnych, żeby zrozumieć co robi atakujący i jak możemy mu to utrudnić.

Zebranie wiedzy z tych zagadnień zapewne skończy się jakimiś wytycznymi i checklistami dla tworzonych serwisów – postaram się też tą wiedzą podzielić tu na blogu.

Co dalej?

Nie wiadomo ile jeszcze taka sytuacja potrwa. Z jednej strony dobrze mi się pracuje z domu – ma to wiele plusów o których pisałem kilka miesięcy temu. Z drugiej strony fajnie byłoby spotkać się z kolegami i koleżankami z firmy, wypić razem kawę, pójść na burgera, a czasem też poimprezować. W firmie w odniesieniu do przyszłości sporo się mówi o modelu hybrydowym – kilka dni zdalnie i kilka w firmie – i chyba taki model będzie optymalny na dłuższą metę – jak się tego dowiem to na pewno opiszę 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *